Postawa urzędników z Łobżenicy może nieco dziwić. Trzy mieszkanki gminy Łobżenica ukarane zostały w minionym tygodniu przez sąd w Złotowie za to, że przed kilkoma miesiącami blokowały gabinet burmistrza w łobżenickim Urzędzie Miasta i Gminy. Już zapowiedziały, że będą się odwoływać.
Sprawa jest dość skomplikowana. Elżbieta Gogołek, Krystyna Murzyn i Aleksandra Nadskakuła walczą o możliwość spotykania się ze swoją 82-letnią matką i babcią, którą opiekuje się brat kobiet. W ich mniemaniu brat, który jest prawnym opiekunem staruszki, sprawuje opiekę niewłaściwie. Kobiety wielokrotnie próbowały zainteresować tą sprawą urzędników. Przede wszystkim opiekę społeczną. Ich kolejne pisma w tej sprawie pozostawały jednak bez echa. Zdesperowane siostry postanowiły w sposób dość wyrazisty zainteresować swoją sprawą gminny samorząd. Na znak protestu zablokowały gabinet burmistrza, później podobnie zachowały się w ośrodku pomocy społecznej.
Akcja, którą bez dwóch zdań potraktować można jako krzyk rozpaczy, zaniepokojonych kobiet, przez urzędników odebrana została inaczej.
Skierowali wnioski do sądu o ukaranie protestujących kobiet. Według pracowników magistratu poniosły je wtedy nerwy, miało dojść do szarpaniny.
- Nikogo nie szarpałyśmy, nie blokowałyśmy wyjścia - tłumaczyły kobiety krótko po całym zajściu. - Urzędnicy mieli nas dosyć i tą rozprawą się odgryźli. Żaden pozew nas nie przestraszy - zapowiadały.
Po pomoc udały się nawet do słynnego detektywa Rutkowskiego. Jego "ludzie" odwiedzili łobżenicki magistrat. Wiele jednak nie udało im się zdziałać.
- Wiem, że podczas rozmowy pan burmistrz twierdził, że wcale nie chciał nas karać. Stało się jednak inaczej - mówi Aleksandra Nadskakuła jedna z ukaranych kobiet, wnuczka 82-latki, o której zdrowie martwią się wspomniane wcześniej mieszkanki gminy Łobżenica.
W minionym tygodniu w złotowski sąd podjął decyzję w sprawie "okupacji" łobżenickiego urzędu. Wszystkie trzy kobiety solidarnie ukarane zostały mandatami po 300 złotych.
- Wtedy w urzędzie nic szczególnego się nie wydarzyło. Powołaliśmy na świadków wielu petentów, którzy byli wtedy w urzędzie i potwierdzili naszą opinię. Dlatego wyrok sądu nas dziwi - mówi Aleksandra Nadskakuła. - Będziemy się od niego odwoływać. Nie chodzi o pieniądze, uważamy po prostu, że nic złego nie zrobiłyśmy - dodaje.
Być może kobiety, będąc w urzędzie, faktycznie dały się ponieść emocjom. Czy sprawa powinna jednak od razu trafić do sądu?
- Ja z tego co działo się przy gabinecie nie wyciągałem żadnych konsekwencji - przyznaje burmistrz Eugeniusz Cerlak. - Natomiast świętym prawem pracowników urzędu jest dochodzenie swoich praw w sądzie, jeśli uważają, że zostały naruszone - dodaje.
Wyniki II tury wyborów samorządowych
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?