Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Złotowianin na Mont Blanc

Karol Potapowicz
Złotowianin na Mont Blanc
Złotowianin na Mont Blanc Tomasz Urbański
Złotowianin na Mont Blanc. Piątek - 16:00 wyjeżdżamy ze Złotowa do Chamonix. Przed nami 1500 km do przejechania: Niemcy Szwajcaria i w końcu Francja - cel Mont Blanc

Złotowianin na Mont Blanc

Tomasz Urbański, instruktor wspinaczki górskiej, wybrał się po raz kolejny z grupą miłośników gór i wspinaczki na Mont Blanc

Piątek - 16:00 wyjeżdżamy ze Złotowa do Chamonix. Przed nami 1500 km do przejechania: Niemcy Szwajcaria i w końcu Francja - cel Mont Blanc.
W składzie zespołu Monika Sylwek Wojtek Sławek i ja. Dlla mnie to już któryś z kolei wyjazd jak dobrze liczę to 14, dla reszty zespołu to debiut . Do Chamonix dojeżdżamy po 14 godzinach podróży. Termin jaki wybraliśmy był dość wygodny ze względu na noclegi , które są dostępne dlatego że sezon w górach już zakończony. W sezonie jest to po prostu niemożliwe, chyba ze mamy ze sobą namiot co i tak nie stanowi przepustki do schroniska Goûter Na szczyt trzeba startować ze schroniska Tête Rousse (3167 m n.p.m.) co jest trudne i wyczerpujące dla debiutantów. Reszta ekipy, oprócz mnie i Moniki nie była nigdzie więcej niż na Rysach wiec maja małe doświadczenie o aklimatyzacji. .
Nasz plan zakładał wchodzenie co 500 m dziennie, a ostatniego dnia atak 1000 metrów.
Chamonix 9 rano pogoda ok, ale zapowiadali opady po 12. Nasz plan zakładał wjechanie kolejką na belewiu 1800 m. Niestety kolejka już nie jeździ - koniec sezonu wiec mamy czasowo około 3 godziny dłuższą trasę do pokonania.
Ruszamy, niestety na niższych wysokościach zaczyna padać deszcz, na wyższych śnie. Po 6 godzinach wędrówki jesteśmy w pieszym miejscu schronienia, to nieco niżej niż zakładaliśmy ale ok .
Drugiego dnia wchodzimy już do Tête Rousse (3167 m n.p.m.). Pogoda dobra, choć miejscami troszkę wieje i pojawiają się chmury ograniczające widoczność . Kolejny dzień ładny ,słoneczny. Wiatr ustał mamy do pokonania jeden z najniebezpieczniejszych odcinków trasy Grand Kuluar cieszący się złą sława ze względu na spadające kamienie. Wszystko idzie sprawnie, wysokość już zaczyna doskwierać części ekipy.
Do schroniska Goûter (3835 m n.p.m.) doocieramy po 5 h i tu zdziwienie. Nasz schron jest prawie pełny, prace remontowe rozbiórkowe trwają w starym schronie, ale udało się znaleźć miejsce na nocleg.
Jutro atak szczytowy.
Noc na tej wysokości dla większości była normalnym przeżyciem, tylko Sylwka dopadła choroba wysokościowa. Czuł się źle, narzekał na brak apetytu, miał ból głowy i wymioty - to standardowe objawy choroby wysokościowej. W wyniku tego, Sylwek rezygnuje z ataku na szczyt, Monika - jego żona, też decyduje się nie kontynuować wspinaczki i zostać z mężem.
Od północy strasznie zaczęło wiać. Po posiłku, powoli przygotowujemy się do drogi.
Wychodzimy na gran nad schroniskiem. Wiatr przewiewa śnieg i na nawiewie na gran tworzą się małe nawisy śnieżne. Mimo to poruszamy się sprawnie do przodu. Tego dnia wyszliśmy tylko my jeden Rosjanin i dwoje Francuzów.
Podeszliśmy pod ścianę Dom du Goûter . Zaczęliśmy nabierać wysokości, wiatr się wzmagał, zaczynało doskwierać zimno. Mimo że temperatura oscyluje w granicach -10 °c to wiatr sprawia że odczuwalna jest około -30°c. Poszliśmy dalej, doszliśmy do miejsca, gdzie zaczyna wiać wyraźnie mocniej - prawie na wierzchołek Dom du Goûter. Potem czekał nas już tylko odsłonięty teren, jednak Wojtek bardzo zmarzł i decydujemy się zawrócić.
W schronie, do jutra zostają Wojtek i Sławek. Ja sprowadzam Monikę i Sylwka do schronu Tête Rousse . Sylwek czuje się źle już drugi dzień, prawie nic nie je, więc jedynym lekarstwem jest obniżenie wysokości.
Po paru godzinach jesteśmy już w trójkę w schronienie Tête Rousse.
Jutro podejdę do Wojtka i Sławka żeby zaatakować jeszcze raz szczyt.
Wieczorem Sylwek czuje się o wiele lepiej więc rano przed świtem idę do chłopaków. Pobudka śniadanko i wyruszam. Idzie sprawnie, troszkę zatrzymał mnie Grand Kuluar, gdyż sypało strasznie , za mną wielka lawina kamieni , nie ma na co czekać, trzeba szybko dotrzeć do schronu - atak szczytowy czeka. Po 1,5 h docieram do Goûter, chłopaki już na mnie czekają. Troszkę odpoczynku i idziemy na szczyt. Wiatr słabszy idzie się wyraźnie lepiej i tempo znacznie szybsze. Doganiamy zespoły, które ze schroniska wyruszyły przed nami. Po 2h docieramy do awaryjnego schronu Vallot na 4362m.n.p.m. Zaczyna wiać mocniej, mała przerwa pijemy jemy i ruszamy dalej. Wiatr mocny jak dzień wcześniej. Docieramy do pierwszego gara na grani wiodącej na szczyt jest dość nieprzyjemnie wieje śnieg, przewiewa wylodzone miejsca , chłopaki chcą iść dalej.
Mam dylemat - iść z nimi dalej czy zawracać , bije się z myślami . Decyduje się pójść, leczy po chwili głębszego przemyślenia jednak decyduję się tym razem odpuścić. Jako, że jestem najbardziej doświadczony, to ja odpowiadam za całą ekipę. Góra poczeka, a my na nią wrócimy. Przecież wspinaczka, ma być przyjemna i bezpieczna. Decyzja podjęta, schodzimy. Jeszcze kilka zdjęć tu gdzie doszliśmy najwyżej, potem przy schronie i zejście w dół do reszty ekipy. Do schronu docieramy sprawnie po paru godzinach około godziny 17 . Sylwek czuje się dobrze chłopaki zmęczeni ale szczęśliwi - jutro w dół .Kolejnego dnia schodzimy aż do Chamonix , po drodze podziwiamy widoki aż się nie chce wyjeżdżać ,no ale niestety wkrótce powrót do obowiązków i szarej rzeczywistosci

Tomasz Urbański

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Maksym Chłań: Awans przyjdzie jeśli będziemy skoncentrowani

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na zlotow.naszemiasto.pl Nasze Miasto